Psychologia Area 51
"Jeśli nie ma w co wierzyć - uwierzyć można we wszystko"
Dreamland Online copyright 2002


 

    Mało kto pamięta czasy, kiedy po drugiej stronie wyschniętego jeziora Groom pracowało kilka osób w małej kopalni.


Rodzina Sheahan przed swoim domem przy Groom Mine
przyglądająca się wybuchowi nuklearnemu, który ma miejsce
ok.  32km stąd na terenie Yucca Flat w 1953r. Po lewej stronie
zdjęcia widoczna biała plama wyschniętego jeziora Groom
(zdj.: Alan Jarlson dla Las Vegas Review Journal)

     Niewielu jest ludzi, którzy wiedzą skąd wzięła się nazwa Emigrant Valley. Nevada nie była miejscem szczególnego zainteresowania, dopóki na pustyni nie zbudowano pierwszych kasyn. Podczas II Wojny Światowej odludne obszary stanowiły jedynie doskonałe miejsce do ćwiczeń w zrzucaniu zwykłych bomb. Czas nowego przeznaczenia Groom Lake nadszedł w chwili gdy CIA zdało sobie sprawę z potrzeby znalezienia nowego miejsca do testowania tajnego samolotu, którego piloci zatrudnieni byli przez agencję. Przez wiele lat główną bazą lotów testowych była baza Edwards w Kalifornii. CIA wskazała na to, że baza, w której mają odbywać się tajne loty powinna znajdować się gdzieś na terenie południowej Nevady. Idealnym miejscem mogło się wydawać wyschnięte jezioro, którego nawierzchnia jest idealnie równa i twarda na tyle, że może z powodzeniem służyć jako miejsce lotów. Wcześniej powstał program o nazwie Aquatone, będący kryptonimem programu U-2.


U-2 o kryptonimie Article 341 wyrusza w swój zwiadowczy lot z pasa startowego w Groom Lake.

   Zanim 26 listopada 1954 prezydent Eisenhower wyraził zgodę na utworzenie tego programu, zaproponowano Rosji inny program o nazwie "Otwarte niebo", którego założeniem było oblatywanie drugiego (wrogiego) terytorium i robienie zdjęć w celu uniemożliwienia zaskoczenia czy ataku nuklearnego. Odrzucenie przez Rosję propozycji "otwartego nieba" miało się stać pretekstem dla tajnych lotów nad jej terytorium, przy czym nikt nie przyznawał się do tego, że U-2 przelatywało nad terytorium ZSRR, tylko podobno jedynie w pobliżu granicy z tym krajem - takie wyjaśnienia pojawiły się 7 maja 1960 po incydencie z U-2 oraz powtórzone zostały przez prezydenta Eisenhowera 11 maja 1960. Tak się zaczęło. Tajne miejsce w Nevadzie nazywano wtedy w gronie osób tam pracujących - Area 51 i tak już zostało aż do lat 70-tych.


Pilot testowy A-12 Lou Schalk przed swoją maszyną w towarzystwie osób z Lockheed
oraz CIA w Groom Lake.

    Nadchodził czas kolejnych programów. W niebo nad Groom Lake wzlatywały kolejne maszyny, które swoimi osiągami przebijały wszystko co do tej pory znano w świecie awiacji, a ludzie obserwowali kolejne niezidentyfikowane obiekty latające. W tamtych latach na każdy nowy program przypadało mnóstwo doniesień na temat UFO. Wykorzystywano UFO jako przykrywkę dla celów zwiadowczych. Loty te odbywały się jako badania nad atmosferą, pogodą. Do lat 70-tych baza nie była tak popularna jak obecnie. O jej istnieniu nie wiedziano zbyt dużo. Większość ludzi wiedziała o testowaniu broni jądrowej na Nevada Test Site, i że jest to obszar niebezpieczny ze względu na podwyższony stopień radiacji. Dodać do tego trzeba warunki naturalne - obszar pustynny, górzysty, wyjątkowo niegościnny dla turystów czy ciekawych. Nie istniało jeszcze pojęcie wszechogarniającej tajemnicy związanej z Area 51. Tereny całej bazy Nellis wydawały się opuszczone i niedostępne i trudno by znaleźć powód, dla którego należałoby szukać w tamtym rejonie czegoś ciekawego.

    Dzisiaj mija prawie 46 lat bazy, która przez większość czasu swojego "nieistnienia" stanowi dalej obszar, o którym wiadomo tylko, że istnieje. Pomiędzy 1968-1977 niewiele można powiedzieć o działalności w bazie. Do dzisiaj jest to sprawa najgłębszej tajemnicy. Po 1977 czyli zamknięciu programu A-12 doszło do wprowadzenia nowego tajnego przedsięwzięcia, którego wytwór należał do korporacji Lockheed i nosił kryptonim XST.


Prototyp Have Blue. Zdjęcie wykonano prawdopodobnie na terenie Area 51.
Prototypy nowych maszyn przewożono do Area 51 z Palmdale w Kalifornii
(niedaleko Los Angeles), gdzie mieściła się fabryka Lockheeda

    Projekt ten utrzymywany był przez ponad 10 lat w absolutnej tajemnicy i nikt nie miał zielonego pojęcia co się działo w Groom Lake. Tajemnica była tak wielka, że dostęp do prac badawczych miało niewielkie grono specjalistów, którzy znali jedynie swój wycinek prac, natomiast nic nie wiedziano o innych sprawach. Ochrona przekraczała daleko bardziej poczynania z Manhattan Project. W takich warunkach tworzono prototyp późniejszego F-117. Tak wielka aura tajemniczości była w Groom Lake czymś nowym, a przecież o U-2 czy SR-71 nie wiedział nikt. Pamiętać należy również o tym, że w latach 50, 60-tych sytuacja w USA była, delikatnie mówiąc, specyficzna - wszędzie "czaili się" komunistyczni szpiedzy, trwała nagonka na wszystkich, którzy nie sprzyjali republikańskim zapędom ówczesnych administracji. Nie ma się co dziwić, że nikt nie chciał ryzykować długoletniego więzienia za szpiegostwo. Ta atmosfera przetrwała w niektórych środowiskach związanych z armią i wywiadem do dziś. I chociaż czasy się zmieniają, to w przypadku Area 51 fobia przed odtajnieniem niektórych informacji jest tak wielka, że graniczy z histerią.

    Tajemnica dotyczy nie tylko rzeczy, które dzieją się w Groom Lake, ale również samej nazwy Area 51. Ostatni raz użył jej Department of Energy w osobie Terry'ego A. Vaeth (Acting Manager, United States Department of Energy Nevada Operations Office) w liście do Stevena B. Hausera. Używając nazwy Area 51 jako określenia bazy zlokalizowanej w pobliżu wyschniętego jeziora Groom w Nevadzie. Od tego czasu baza przestała mieć jakąkolwiek nazwę.
    W latach 90-tych baza powoli "wychodzi" na światło dzienne dzięki sensacyjnym i nieprawdopodobnym doniesieniom Boba Lazara. I choć obecnie jego osoba nie powoduje już takich emocji, to początkowo stał się on obiektem zainteresowania ze strony mediów. Wiele osób spojrzało wtedy pierwszy raz na mapę i ze zdziwieniem stwierdziło, iż pomimo zaznaczonych stref zakazanych wykorzystywanych przez armię brakuje jakichkolwiek oznaczeń dla Area 51. Baza nie figuruje na żadnej z dostępnych map. Dlaczego? Przecież w telewizji można było zobaczyć sfilmowane hangary bazy, której nie ma, a rząd uparcie twierdzi, że nie jest mu znana żadna baza lotnicza o nazwie Area 51. Tajemnica państwowa.

    Tak było do 1996 roku, kiedy to rodziny pracowników zatrudnionych na terenie Area 51, zmarłych w wyniku zatrucia organizmu, spowodowanego ekspozycją organizmu na wysoce toksyczne związki, które były spalane na terenie bazy, wniosły pozew do sądu w Las Vegas. Materiały te służyły jako absorbenty, którymi pokrywano poszycie samolotów, aby umożliwiały pochłonięcie lub rozproszenie wiązki radarowej, powodując znaczne zmniejszenie jego obrazu na ekranie monitora radaru. W wyniku obróbki i dalszego przetwarzania część tych materiałów była palona w specjalnych rowach na terenie bazy. Zatrudniano do tego pracowników cywilnych. Nie wolno im było przywozić z domu własnych strojów ochronnych, masek itp. Cały sprzęt otrzymywali na miejscu. Nie wolno im było rozmawiać ze sobą na jakikolwiek temat związany z bazą. Kara była jasno określona w klauzuli zatrudnienia dołączanej do kontraktu - 10 lat więzienia. Pracownicy nie przechodzili badań okresowych. Dwóch z nich nagle zachorowało. Stan zdrowia pogarszał się z każdym dniem. Nie mogli jednak powiedzieć lekarzowi co było przyczyną ich choroby - te informacje również uważane były za tajne. Walter Kasza i Robert Frost wkrótce zmarli. W ich ciałach odkryto wiele trujących związków - dioksyn i furanów - przemysłowych toksyn powstałych w wyniku spalania materiałów nieznanego pochodzenia, które były bezpośrednią przyczyną ich śmierci. Niektóre związki chemiczne (pobrane z tkanek za pomocą biopsji) były tak mało znane, że wymagały konsultacji instytutów chemicznych. Innych nie udało się rozpoznać. Gdy tylko sprawa nabrała rozgłosu na terenie bazy zaczęła się wielka czystka. Palono wszystko, co miało jakikolwiek kontakt z toksycznymi materiałami i ich oparami. Materiały te nie zostały nigdy wywiezione poza Area 51. Zgromadzono je w południowej części bazy - 22 beczki 250-litrowe z oznaczeniem "NDB" wypełnione odpadkami chemicznego absorbentu używanego do pokrycia niewidzialnych dla radarów samolotów, oblano paliwem lotniczym i przy pomocy rac zapalających podpalono. Spłonęły więc nie tylko same odpadki ale także różnego rodzaju narzędzia, meble, komputery, a nawet samochody, które te materiały przewoziły, spalono również jeepy, które jechały w kolumnie jako ochrona. Palono je przez 12 godzin. Wszelkie działania w pobliżu zostały zaniechane, a pracowników okolicznych wydziałów ewakuowano.

    Rodziny zmarłych wniosły sprawę do sądu w Las Vegas, przy czym, co ciekawe, nie chodziło im o wysokie odszkodowania lecz o ujawnienie nazw toksycznych materiałów oraz tego, że pracownicy byli narażeni na ich zabójcze działanie. Sprawie przewodniczył sędzia Philip Pro. Stronę poszkodowanych reprezentował Jonathan Turley, strona rządowa miała swego obrońcę w osobie płk Richarda Sarver'a. Sprawy proceduralne przeciągały się w nieskończoność, w końcu Turley zadał pytanie, po którym zapadła nagła cisza: Jak nazywa się ta baza? W odpowiedzi usłyszał, że to nie jest przedmiotem sprawy, a jego zachowanie wykracza poza przyjęte zwyczaje w sądzie. Ponadto użyto sformułowania o nieodpowiedzialnym zachowaniu podczas sprawy. Pułkownik Sarver powiedział sędziemu Pro, że nie ma żadnej nazwy dla "miejsca operacji w pobliżu Groom Lake". W odpowiedzi na to Turley przedstawił jako dowód w sprawie w postaci ponad 300 stron różnego rodzaju dokumentów rządowych, w których używano wyraźnie nazwy "Area 51". Sekretarz Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych Sheila Widnall poinformowała sąd o następstwach ujawniania tajnych informacji (chodziło tylko o nazwę bazy!) i w oddzielnym pomieszczeniu przekazała tę tajną informację sędziemu. Ten, na sali rozpraw, przyznał rację stronie rządowej - czyli podanie nazwy może doprowadzić do osłabienia obronności USA. W oficjalnej wersji uznano za stosowne przyznanie, że baza nie ma żadnej nazwy, a programy tam wprowadzane usprawiedliwiają specjalne misje, operacje militarne, sprawy związane z działalnością wywiadowczą Stanów Zjednoczonych, zastosowaniem najnowocześniejszych technologii, związków dotyczących zawieranych umów pomiędzy różnymi koncernami, a także ważne z punktu widzenia ochrony interesów USA danych dotyczących środowiska naturalnego! Na to Turley stwierdził, że rząd używa tajemnicy państwowej dla ochrony prawdopodobnych przestępstw, które mają miejsce w bazie. Sprawę zamknięto. Liczne odwołania nie dały żadnych rezultatów. Równocześnie trwało jeszcze inne śledztwo - tym razem prowadzone pod auspicjami Departamentu Sprawiedliwości i Agencji Ochrony Środowiska (Environmental Protection Agency EPA) w związku z doniesieniami o niewłaściwym składowaniu toksycznych odpadów na terenie Groom Lake. Inspekcja ochrony środowiska naturalnego kierowana przez EPA podobno sprawdzała teren w Groom Lake gdzieś pomiędzy grudniem 1994 a środkiem marca 1995. Rezultat tych badań został utajniony przez rząd. Dyrektor Generalny EPA Barry Breen poinformował sędziego Pro, że informacje zawarte w raporcie komisji dla EPA są tajne z punku widzenie obronności kraju.

    5 września 1995 sędzia Pro stwierdził, że zamknięcie sprawy ze względu na obronność kraju jest raczej iluzoryczna. Jednocześnie zwrócił się do rządu aby do 2 października 1995 odtajnił niektóre aspekty mogące pomóc w tej sprawie - co stanowić mogłoby precedens od prezydenckiego rozkazu wyłączającego obszar wokół Groom Lake z prawa stanowego, federalnego i miejscowego. Ale jeszcze we wrześniu światło dzienne ujrzało prezydenckie postanowienie w sprawie wyłączenia Groom Lake z wszystkich cywilnych praw - co ukręciło sprawie łeb. Cóż za zbieg okoliczności. W marcu 1996 sędzia Pro zamknął definitywnie sprawę z e względu na bezpieczeństwo narodowe.

    Turley ma zamiar wnieść jeszcze sprawę do Sądu Najwyższego, ale chyba nie ma większych nadziei, że cokolwiek uda się zdziałać w tej sprawie. Tak zamknięto sprawę, w której wyjaśnienie śmierci ludzi zagraża obronności najpotężniejszego kraju na świecie.

  • - 24 marca 1992 Federacja Rosyjska oraz 23 inne kraje (w tym Polska) podpisały Traktat o "Otwartym niebie".
  • - Senat USA ratyfikował ten traktat 6 sierpnia 1993.
  • - W myśl tego traktatu Rosjanie mogą obejrzeć wszystko na terenie USA i odwrotnie, natomiast społeczeństwo amerykańskie nie może poznać prawdziwej nazwy Air Force operating location near Groom Lake.
  • - Ustalona rozdzielczość aparatury fotografującej obce terytorium w ramach Otwartego Nieba to 30 cm
  • - Rząd przeprosił, że przeprowadzał testy z bronią biologiczną na terenie dużych miast amerykańskich, dostarczał pluton, który był potajemnie wstrzykiwany do krwi nieświadomych tego pacjentów, upośledzone dzieci były karmione radioaktywną owsianką, testowano zachowanie organizmu na działanie dużych dawek napromieniowania u nieświadomych tego więźniów, zaprzeczano prawdziwej naturze lotów U-2, zaprzeczano nawet doniesieniom o zestrzeleniu Powersa przez Rosjan, nie zaprzeczano, że loty U-2 i kolejnych tajnych maszyn to nie UFO, przez 40 lat zaprzeczano istnieniu bazy, która była widoczna ze wzgórz dostępnych dla cywilów.

    Kiedy nie ma w co wierzyć - uwierzyć można we wszystko.


Bibliografia:

  1. DAVID WISE, THE POLITICS OF LYING: GOVERNMENT DECEPTION, SECRECY, AND POWER (1973); Kate Doyle, The End of Secrecy: U.S. National
    Security and the Imperative for Openness
    , WORLD POLICY J., Apr. 1, 1999, at 34.
  2. STEPHEN DYCUS, NATIONAL DEFENSE AND THE ENVIRONMENT 178 (1996).
  3. EILEEN WELSOME, THE PLUTONIUM FILES: AMERICA'S SECRET MEDICAL EXPERIMENTS IN THE COLD WAR 77-83, 124-135 (1999).
  4. BEN R. RICH & LEO JANOS, SKUNK WORKS 123-24 (1994); THE CIA AND THE U-2 PROGRAM: 1954-1974, 3 (Gregory W. Pedlow & Donald E. Welzenbach eds., 1998).
  5. PAUL LASHMAR, SPY FLIGHTS OF THE COLD WAR 175 (1996); DAVID WISE & THOMAS B. ROSS, THE U-2 AFFAIR, 116 (1962).
Licznik