.

.

.

Pułkownik Steve Wilson   . 


człowiek, który ujawnił        
amerykański program latających dysków 

.
.
.
.
.
Podstawą tego artykułu jest wywiad jakiego udzielił płk Steve Wilson na miesiąc przed śmiercią (umarł na raka) osobie znanej z badania zagadnień związanych ze zjawiskiem UFO i jego
tajemnicami - dr R.J. Boylan'owi. Czytelnik może odnieść wrażenie, że opowieść ta jest
złożona z kilku wypowiedzi i ma rację: poniższy tekst stanowi zbiór kilku rozmów
oraz wywiadu, jaki został udzielony R.J. Boylan'owi na krótko przed śmiercią,
co w mniemaniu niektórych stanowi dodatkowy czynnik umacniający
przekonanie, że pułkownik Steve Wilson mógł mówić prawdę.

   Urodzony w 1930r. Steve Wilson spędził pięć lat w stanowym sierocińcu. Jego ucieczka z tego miejsca miała kilka powodów. Pierwszym z nich było to, że miał już dość twardego traktowania i bicia przy różnych okazjach, drugi - stanowić miał cel jego życia: chciał zostać pilotem. Tym kimś, kto pomógł mu zrealizować ten zamysł była napotkana prostytutka, która zaopiekowała się wychudzonym 13-letnim chłopcem i zapisała go do szkoły Sił Lotniczych. W papierach podano wiek chłopca - 16 lat.

   Jako szeregowiec pracował ciężko. Wiedział, że dojdzie do czegoś wyłącznie pracą i dlatego brał różnego rodzaju zlecenia, kursy by mógł opłacić naukę w szkole średniej i studia w Wyższej Szkole Mechaniki i Pilotażu. Ukończył także Szkołę Inżynieryjną i został inżynierem lotu na B-17. Później awansował na szefa obsługi i dostał się do załogi B-29 gen. Crabbe. Tu został zauważony przez samego generała i wysłany do szkoły kadetów w Kelly Air Force Base. Ukończywszy ją został pilotem myśliwca w stopniu porucznika. Pierwszym przydziałem, jaki otrzymał była 12 Eskadra Myśliwców przy Clark Air Force Base na Filipinach. Tuż po przylocie na miejsce eskadra otrzymała przydział bojowy do Korei. Wilson trafił do 67 eskadry, która walczyła na froncie w Korei. Niebawem przesiadł się z tradycyjnego Mustanga do Sabre. Na jego koncie znalazło się wiele walk z odrzutowymi MIG-ami, z których sporo zakończyło się sukcesem.

   Podczas jednego z takich lotów, którego celem była tama, tuż po zrzuceniu ładunku, rozpoczął powrót do bazy, gdy nagle poczuł silny ból w okolicy brzucha. Pierwszą myślą, jaka nasunęła mu się, było trafienie jego samolotu przez obronę przeciwlotniczą. Zaczął rozglądać się za widokiem krwi, informując jednocześnie bazę o trafieniu, aktualnej pozycji i poziomie paliwa, jakie mu jeszcze zostało oraz o tym, że prawdopodobnie nie doleci do bazy, ponieważ zaczyna tracić przytomność. W tym momencie Wilson nie pamięta biegu wydarzeń, jakie po sobie następowały. To, co się później wydarzyło, jakkolwiek by na to nie patrzeć, uratowało go i na trwałe zmieniło koleje życia. Trzy dni później, wieża kontroli lotów bazy 67 eskadry myśliwców dostrzegła dziwny widok. Oto, uznany za zaginionego w akcji, samolot Wilsona podchodził właśnie do lądowania. W pobliżu wylotów dysz silnikowych widać było wyraźnie zielonkawą poświatę. Chociaż silniki były wyłączone, samolot gładko osiadł na pasie startowym i zastygł w bezruchu. Ku zaskoczeniu obsługi naziemnej lotniska w kokpicie znaleziono nieprzytomnego Wilsona, którego przewieziono natychmiast do szpitala. Kiedy Wilson odzyskał przytomność zauważył, że miejsce rany po postrzale było niemal zagojone. Później obsługa techniczna lotniska poinformowała go, że w samolocie było cały czas tyle samo paliwa, ile znajdowało się w czasie jego radiowego raportu o zestrzeleniu. W tym czasie Wilson wstał z łóżka i schował kopię raportu z całego zdarzenia. Wkrótce oryginalny raport zaginął bez śladu, a w bazie nikt nie miał prawa rozmawiać na ten temat. Niebawem też został poddany różnym badaniom i poinformowany o przebiegu całego zdarzenia od, jak się później wyraził "dziwnej grupy osób". Grupa ta nadzorowała badania Wilsona. Właśnie od tych osób dowiedział się, że jego wysoki iloraz inteligencji (IQ=162) uległ nieprawdopodobnemu zwiększeniu do niespotykanej wielkości 232. Po badaniach Porucznik wrócił do normalnej służby.

   Dwa miesiące po dziwnym zniknięciu Wilsona jeden z jego kolegów z eskadry, Chuck, został trafiony podczas walki na terytorium Korei. Wilson z innymi pilotami obserwowali jak samolot Chuck'a leci w dół i znika. W chwilę po tym gdy eskadra zawróciła zmierzając w kierunku bazy, Wilson usłyszał głos zestrzelonego pilota. Chuck prosił o pomoc. Wilson przestraszył się tego głosu, bo ten nie docierał z radia w hełmie, lecz rozbrzmiewał gdzieś w głowie. Głos dał się słyszeć ponownie. Wtedy Wilson obniżył swój lot do wysokości ok. 30m nad ziemią, próbując odnaleźć zestrzelonego kolegę. Dowódca eskadry wzywał go do ponownego wejścia do formacji, ale Wilson odpowiedział, że ma jakieś problemy z maszyną. Lecąc blisko ziemi zrobił nawrót o 180 stopni i zaczął szukać jakiegokolwiek miejsca do lądowania. Po chwili zauważył niewielki obszar, na którym udało mu się wylądować. Podczas kołowania rozglądał się za wrakiem samolotu, zauważył nagle coś nieopodal za drzewami. Zaraz gdy samolot zatrzymał się, wyskoczył z kabiny i pobiegł w kierunku wraku. Zobaczył wtedy Chuck'a, siedzącego w środku, ciężko rannego. Po chwili udało mu się uwolnić i wynieść na zewnątrz rannego kolegę. Wilson wcisnął Chuck'a do kabiny, usuwając uprzednio radio i inne instrumenty tak, aby w środku mogły się teraz pomieścić dwie osoby. Tuż po starcie zostali ostrzelani tracąc część podwozia. Jednak udało im się dotrzeć do bazy, gdzie lądowanie nastąpiło w asyście kilku wozów straży pożarnej. Raz jeszcze jego umiejętności przetrwania zostały wypróbowane, gdy został zestrzelony nad Koreą i wzięty do niewoli. Jego ucieczka i historia dotarcia do bazy to niemal historia wielokrotnie opowiadana przez innych jako przykład zdolności przetrwania nawet w najtrudniejszych warunkach.
  
   Wielokrotnie odznaczony trafił latem 1960 do bazy Wright-Patterson w Ohio jako kapitan i dowódca Taktycznej Eskadry Myśliwców. W związku z kryzysem kubańskim przeniesiono go na Florydę, a stamtąd do Guantanamo na Kubie. W roku 1963 powrócił do Wright-Patterson AFB. Wkrótce otrzymał przydział lotu do Houston. Tuż przed tym otrzymał informację, że jeśli cała misja powiedzie się, dostanie kolejny przydział do grupy o nazwie Majestic-12 w randze majora. Wkrótce dowiedział się jakie są zadania i niektóre cele tej grupy. Początkowo jej zdania polegały na obserwacjach i kontroli przelotu UFO nad terytorium USA oraz zabezpieczaniu, odzyskiwaniu i transporcie ewentualnych szczątków obcych, usuwaniu śladów i świadków tych zdarzeń, które miały pozostać w absolutnej tajemnicy za wszelką cenę. Misja Wilsona polegała na kontrolowaniu przestrzeni powietrznej nad Houston, by żaden samolot nie zbliżył się do miejsca, w którym przebywał prezydent Kennedy. Eskadra Wilsona otrzymała rozkaz zestrzelenia każdego, kto nie zastosuje się do wezwania ominięcia zakazanego obszaru. Podczas lotu Wilson otrzymał przez radio informację o zastrzeleniu prezydenta w Dallas. "Pamiętam, że poczułem się okropnie. Miałem okazję poznać prezydenta i przyznaję, że
go naprawdę lubiłem . Podczas lądowania miałem łzy w oczach. W tamtej chwili widziałem najgorsze lądowania jakie oglądałem w czasie swojej służby w lotnictwie, a lądowali chłopaki z Top Gun. Wszyscy mieli łzy w oczach." Po powrocie do Wright-Patterson Wilson otrzymał przydział Top Secret i stopień majora.

   Rozpoczęła się jego indoktrynacja w sprawy związane z zagadnieniami UFO utrzymywanymi w tajemnicy przez Majestic-12. Pokazano mu szczątki obcych i statku rozbitego pod Roswell w 1947, które przetrzymywano w bazie Wright-Patterson w Hangarze 84. Przeczytał dokumenty dotyczące tego wypadku oraz to, w jaki sposób Majestic-12 (nazwa kodowa MAJIC12), dokonała zatarcia wszelkich śladów wydarzenia, nawet tych związanych z wydatkami. Niektóre wydarzenia zmieniły miejsce, wymazano nazwiska osób odpowiedzialnych. Pokazano mu tę dokumentację w związku z jego nową przynależnością - Majic12. Jako część jego obowiązków Wilson został przydzielony do Pierwszego Skrzydła Sił Specjalnych i przeszedł specjalny trening związany z przynależnością do Delta Force, a potem do Czarnych Beretów. Wilson wspomina ten czas: " Przyjrzałem się tym gościom, z którymi miałem trenować. Wszyscy szkoleni byli jako zabójcy, bardzo sprawni mordercy. Ciągle jednak nie szkolono mnie na MIB, gościa z Wackenhuts (prywatna firma ochraniająca tajne projekty rządowe), czy jakiegokolwiek innego czarnego faceta, których istnienie dało się widzieć gdzieś na dalekich obrzeżach działalności rządu. Było to wtedy, gdy dowiedziałem się, że przestałem istnieć jako zwykły obywatel. Major Wilson został poinformowany, że wszystkie jego dane zostały utajnione i przejęte przez Majestic-12. Powiedziano mu, że w związku z jego możliwościami porozumiewania się w "pewnych okolicznościach" za pomocą telepatii, otrzymuje chwilowo przydział "need-to-know" do czasu, gdy stopień tajności zostanie mu podwyższony. Wilson wspominał: "Poczułem się jak ktoś wyjątkowy, moje ego dostało nagle podwyżkę o 100%. Nie miałem jeszcze zbyt wiele świadomości tego, że byłem jedną, niewielką, częścią czegoś, co starano się okryć tajemnicą przed wszystkimi, a co stanowiło największe odkrycie od tysiącleci. Myślenie o tym nawet dzisiaj przyprawia mnie o ucisk w żołądku, ale wtedy byłem przekonany, że służę swojemu krajowi. Nie miałem zielonego pojęcia na temat potęgi władzy ludzi, których nazywano później MAJI" (najwyżsi kodem dostępu członkowie grupy Majestic-12). Przez następnych dziewięć lat mjr Wilson podróżował niemal do każdej bazy na świecie w pozyskiwaniu osób przydatnych dla Mj-12.

   Latem 1972 roku został przydzielony do Pierwszego Skrzydła Powietrznych Sił Specjalnych w Vandenberg Air Force Base. Planował tu nawet, że trochę odpocznie po latach życia "w biegu". Ledwo zdążył rozpakować swoją torbę, a już w drzwiach jego gabinetu stał człowiek wyglądem przypominający kogoś, kto uciekł z obozu wojskowego - po okazaniu legitymacji CIA kazał mu się natychmiast spakować, ponieważ, jak się wyraził, startują za dwadzieścia minut. Zgodnie z tym po dwudziestu minutach samolot zaczął kołować na pas startowy - z Wilsonem na pokładzie. Major znał tego typu operacje i wiedział, że nie należy pytać o cel podróży. Wiedział też, że "w swoim czasie" wszystko zostanie mu przekazane. Jednak na podstawie obserwacji i wskazań kompasu pokładowego zorientował się, iż lecą gdzieś nad Nevadą. Samolot zatoczył koło i wylądował na dnie wyschniętego jeziora. Później dowiedział się, że jezioro nazywa się Papoose, natomiast miejsce, do którego zmierzali po opuszczeniu samolotu - S-4. Nawet z bliska obszar wydawał się całkowicie opuszczony. Przeszli około 300 metrów w stronę odstającej ściany skalnej. Z boku, wciśnięte jakby w skałę, były potężne drzwi z metalu, które nie posiadały żadnego zaczepu, zamka, czy czegokolwiek do ich otwarcia. Facet z CIA otworzył je sobie tylko znanym sposobem i obydwaj weszli do środka. Znaleźli się w tunelu, który prowadził w dół. Przy końcu Wilson szybko rzucił okiem wokół. Był zdumiony rozmiarami. "Mógłbym przysiąc, że ta cała góra była wydrążona. Trochę poniżej był pas startowy, który kończył się potężnymi drzwiami rozsuwającymi się na boki tak, aby samolot mógł wylecieć wprost ze skały". Mężczyzna z CIA i Wilson podeszli bez słów do windy. Agent nacisnął nieoznaczony przycisk i zaczęli zjeżdżać w dół z taką prędkością, że Wilson omal nie pozbył się obiadu. Trudno mu było określić ile pięter przemierzyli podczas tej krótkiej wycieczki, ale jedno było pewne: winda potrafiła zaskoczyć. Po wyjściu skierowali się korytarzem, który prowadził do czegoś, co Wilson nazwał biurem. Przy wejściu stał oficer, który zasalutował tylko i przepuścił ich do środka, gdzie mieli się spotkać z dowódcą w stopniu pułkownika. Ten poinformował Wilsona o jego obowiązkach, przekazał również najbardziej niezbędne informacje dotyczące jego ewentualnych kontaktów z najbliższą bazą - Nellis AFB oraz w jaki sposób dostać się z niej do Papoose. Pułkownik powiedział o tajnym tunelu łączącym Nellis z Papoose, w którym wahadłowo porusza się bardzo szybki pociąg. Na zakończenie Wilson został poinformowany, że wszystko, co widział jest ściśle tajne, a kara za jakiekolwiek jej złamanie jest tylko jedna.

   Major Wilson rozpoczął swoją służbę w Papoose, ciągle nie znając odpowiedzi na pytanie, co mieści się trzydzieści pięter pod nim. Zbyt dobrze znał formy indoktrynacji w tematyce top secret, by zadawać jakiekolwiek pytania. Przypomniał sobie czas, gdy przebywał w bazie Wright-Patterson i odniósł wrażenie, że nie ma tu nic do roboty. Kolejnego ranka siedząc i wykonując te same czynności, czekał na koniec kolejnego dnia służby, usłyszał puknięcie w drzwi. Wkrótce stanął w nich wojskowy w stopniu pułkownika o nazwisku Bennet i od razu zapytał czy Wilson ma coś ważnego do roboty. Po krótkiej odpowiedzi Wilsona, odparł: "no to idziemy". Zjechali dwa piętra do super tajnej strefy S-4. Miejsce to było jak nie z tego świata, bo niedługo po przyjeździe do Papoose zobaczył na własne oczy to, czego inni jedynie domyślali się. Osiem różnego typu UFO. W jednym miejscu. Właśnie tu. Nikt niepowołany nie mógł tu się dostać, nikt tego nie wiedział, nikt spoza bazy nie zdawał sobie sprawy z tego, że głęboko w skale jest takie miejsce, w którym od dłuższego czasu trwały badania nad technologią, o jakiej mogliśmy tylko marzyć. W halach widać był sporo ludzi, których Wilson nazywał naukowcami. Raz jeszcze tego ranka przeszli w pobliżu hal. Wilson zerknął na Benneta, który jakby odgadł jego pytanie i zaraz powiedział: "zapomnij". Razem weszli do kwadratowego pomieszczenia, w którym siedziało kilku cywilów i wojskowych - razem może dwadzieścia osób. Usiedli i wkrótce potem Wilson poczuł, że skóra na jego twarzy robi się za ciasna. Do sali weszła kobieta wysoka na ponad dwa metry. Nikt nie wydawał się tym specjalnie zaskoczony. Była szczupła, ubrana w obcisły kombinezon z niewielkim znaczkiem "HI" tuż nad prawą piersią. Do dzisiaj Wilson pamięta detale z jej wyglądu. Jej lekko pofalowane, blond włosy, łagodnie opadały na ramiona. Wilson przypomina sobie, że tak głębokiego błękitu oczu nigdy nie widział. Była w jakiś sposób inna. Jak bardzo miała być inna przekonał się już w następnych minutach. Kobieta ustawiła duży kryształ na stole i nagle jej palce zaczęły lekko świecić, gdy tylko przesunęła dłoń nad kryształem. Po chwili zaczął się formować hologram 3-D. "Zauważyłem kątem oka, jak niektórzy patrząc mieli otwarte usta ze zdziwienia. Nie zdawałem sobie sprawy, że moje spojrzenie na życie ulegnie tak gruntownej przemianie. Całe moje doświadczenie, wiedza, jaką posiadałem opadła ze mnie, jakby mnie ktoś z niej nagle uwolnił. Wszystko zaczęło się we mnie zmieniać. Zobaczyłem obrazy z przeszłości, czasów obecnych, a także niesamowite i nieprawdopodobne obce światy, których mnogość zupełnie zaskoczyła wszystkich zebranych. Czegoś takiego nie widzi się nawet w najbardziej dziwnych snach. Tymczasem pokaz trwał dalej. Obrazowi towarzyszył dźwięk. Obrazy zmieniały się przekazując nowe treści. "Widzieliśmy historię naszej planety i to w jaki sposób obcy w nią ingerowali. Miało to doprowadzić do zmian w naszym życiu i szerszym spojrzeniu na nie. Największy nacisk szedł, jak mi się zdawało na rozwój duchowy, nie na technologię". Wilson stwierdził, że życie jakie znał i jakie do tej pory prowadził, skończyło się bezpowrotnie. Wkrótce po tym zdarzeniu stał się jednym z oficerów wykonawczych Project Pounce. Utworzony w końcu grudnia 1980 Project Pounce polegał na śledzeniu i jak najszybszym przechwyceniu rozbitego UFO, zabezpieczeniu szczątków, ciał, natychmiastowym usunięciu wszelkich śladów katastrofy. Do zadania tego przeznaczona została specjalna formacja Czarnych Beretów, której dodatkowym zadaniem było utrzymywanie całości zajścia w absolutnej tajemnicy i odpowiednie postępowanie ze świadkami ewentualnego zdarzenia. Po awansie do stopnia pułkownika i otrzymaniu kodu dostępu Q (ultra top-secret, poziom 27), Wilson wiele dowiedział się i nauczył o sposobach działania i organizacji Majestic-12. Jednym z obowiązków pułkownika były kontakty z MIB - nazywanymi tak pracownikami tajnej ochrony prywatnej firmy Wackenhut, która była związana kontraktem z MJ-12 i jej służyła niczym straż przyboczna cezara. Niektórzy nazywali ich: mordercy z Wackenhut. Wilson dowiedział się także o operacjach wojskowych przeniesionych do przestrzeni kosmicznej, gdzie specjalnie wyszkoleni astronauci-piloci mieli zadanie kontrolować wszystko "co kierowało się w kierunku Ziemi i nie było meteorem". Szkolenie ich przebiegało w bazach Vandenberg i Beale w pd. Kalifornii, skąd wyruszali na loty ćwiczebne nowym cudem koncernu Lockheed - dwuosobowym X-22A, który miał postać dysku z napędem antygrawitacyjnym. Zadania na orbicie miały polegać na uniemożliwieniu statkom UFO, uważanym za "nieprzyjacielskie", wejść w atmosferę ziemską. Wilson twierdził, że z czasem udało mu się dowiedzieć, że członkami MAJI (najwyższy i tajny szczebel Majestic-12) byli Edward Teller oraz Henry Kissinger - obydwaj posiadający najwyższy stopień kodu dostępu na poziomie 33. Obydwaj byli, w jego opinii, ludźmi o wielkim apetycie na władzę. Sprawiali wrażenie, że ich władza jest wyższa od władzy prezydenta i że stoją nawet ponad prawami natury. Później okazało się, że określano ich jako New World Order. W końcu po czterdziestu latach służby w siłach zbrojnych Wilson przeszedł na emeryturę, co zbiegło się z chęcią pozostawienia daleko za sobą całej konspiracji, działań, którym daleko było do zgodności z prawem, konstytucją, czy zwykłym ludzkim poczuciem sprawiedliwości i uczciwości. Przez 15 lat milczał, ale pod koniec swojego życia, widząc, że nie ma już tak wiele do stracenia, postanowił wykorzystać internet jako nowy sposób spojrzenia na swoją przeszłość, która na stałe splotła się z tajemnicami, które do dzisiaj są najważniejszymi dla tych, którzy je wprowadzili w życie, a ignorowanych przez tych, których przyszłość może niemile zaskoczyć. "Rzeczy, które widziałem są tak dziwne i nieprawdopodobne, wykraczają poza nasze rozumienie, że nigdy nie uwierzyłbym w to wszystko, gdybym nie był tego świadkiem. Mam tylko nadzieję, że chociaż trochę mogłem przekazać i powiedzieć o tym, co wkrótce może nastąpić."

..

tłumaczenie, grafika - Dreamland Online Copyright 2002

..
Licznik