odtajnione
dokumenty |
co FEMA robi
w Area 51? |
ochrona
bazy |
Nie wiadomo właściwie skąd wzięła
się nazwa Area 51. Jedna z najbardziej prawdopodobnych teorii mówi o podziale Nevada
Test Site na tzw. strefy. Przeglądając bazę danych odtajnionych już dokumentów
Department of Energy(DoE), złożonych w Centrum Koordynacji i Informacji (CIC) odnaleźć
można całkiem sporo pism, które traktują o poziomie radiacji na terenie NTS, gdzie
(przed rokiem 1969) obszar Groom Lake jest opisany jako Area 51. Władze nigdy nie
używały tego terminu, który stał się czymś w rodzaju synonimu czegoś tajnego,
nieznanego, do którego nie ma wstępu.
Dzisiaj trudno jest zaprzeczać w
nieskończoność faktom, toteż oficjalna wieść głosi, co następuje:
Na
terenie zwanym często Air Force's Nellis Range Complex ma miejsce wiele różnych
działań, niektóre z nich są tajne. Obszar ten jest używany do testowania technologii
i systemów oraz ćwiczeń związanych z działaniami, które mają wpływ na
efektywność sił zbrojnych, a także na obronność USA. Istnieje miejsce
przeprowadzania różnych operacji w pobliżu wyschniętego jeziora Groom. Specyfika
niektórych operacji i działań z nimi związanych prowadzona na terenie Nellis tak w
przeszłości jak i obecnie pozostaje tajna i jako taka nie podlega dyskusji. |
"There are a variety of
activities, some of which are classified, throughout what is often called the Air Force's
Nellis Range Complex. The range is used for the testing of technologies and systems and
training for operations critical to the effectiveness of U.S. military forces and the
security of the United States. There is an operating location near Groom dry lake. Some
specific activities and operations conducted on the Nellis Range, both past and present,
remain classified and cannot be discussed." |
Nawet
ci, którzy niezbyt interesują się latającymi cudami i wszechogarniającą aurą
tajemniczości, mogą się zdziwić obecności potężnej linii przesyłowej (3 x 200000V)
biegnącej równolegle do autostrady 93. Po co komu tyle energii? W pobliżu nie ma
żywego ducha, a pobliskie miejscowości liczą sobie dziesiątki mieszkańców z
"metropolią" Lincoln County liczącą sobie ponad 3800 osób. Pomiędzy linią
wysokiego napięcia rozmieszczono podstacje przekaźnikowe oraz umieszczone pod ziemią
potężne transformatory. Nieopodal widać generatory, stację z propanem i kilka
ciężarówek obsługi z tablicami rządowymi i dużym napisem Sandia National
Laboratories, Los Alamos. Na południe od Alamo linia energetyczna oddziela się i biegnie
na zachód prosto w kierunku Groom Lake - miejsca, którego nie tak dawno jeszcze w ogóle
nie istniało w oczach rządu.
Nellis Range
zostało założone w 1940 jako Las Vegas Bombing and Gunnery Range lecz obszar Jeziora
Groom nie był używany przez czas co najmniej dziesięciu lat. Nie ma żadnych
dokumentów, czy informacji, które mówiłyby o istnieniu jakichkolwiek struktur przed
1952 rokiem. Baza danych DoE zawiera sporo dokumentów - najczęściej notatek i listów,
które krążyły pomiędzy właścicielami Groom Mine (rodzina Sheahan), a AEC. Treść
tych pism dotyczy spraw związanych z wcześniejszym powiadomieniem o zastosowaniu
środków bezpieczeństwa podczas próbnych testów z bronią jądrową. Tak było od
początku roku 1951 aż do 1955. Relacje z początku raczej przyjaźnie brzmiące,
zmieniły swój charakter w związku ze zniszczeniami. Listy kierowane były
najczęściej do tzw. szefa Test Division i dotyczyły roszczeń i wypłacenia rekompensat
za zniszczone mienie.
Rodzina Sheahan przed swoim
domem przy Groom Mine
przyglądająca się wybuchowi nuklearnemu, który ma miejsce
ok. 32km stąd na terenie Yucca Flat w 1953r. Po lewej stronie
zdjęcia widoczna biała plama wyschniętego jeziora Groom
(zdj.: Alan Jarlson dla Las Vegas Review Journal) |
|
|
|
W
czasie trwania programu związanego z testami U-2, Groom Lake było znane jako Watertown.
Tak było do końca lat 50-tych. W odtajnionej notatce z 29 lipca 1957 dotyczącej
awaryjnego lądowania niewielkiego samolotu na terenie Watertown strip mówi się dalej,
że jest to miejsce położone w obszarze Groom Lake, które leży na terenie Nevada Test
Site. Pierwsza wzmianka nt. Watertown pochodzi z października 1955 od płk. Calfred'a
Starbird'a (Atomic Enrgy Commission, Waszyngton), w której odpowiada na zapytanie
dziennika Las Vegas Journal odnośnie postępu robót w projekcie Watertown. Notatka
zawiera ogólnikowo podaną lokalizację (bez nazwy) oraz informację, że
wykonawcą robót w Groom Lake jest korporacja Reynolds Electrical and Engineering Company
(RECCO). Niektórzy twierdzą, że RECCO jest wykonawcą infrastruktury w Groom Lake,
natomiast budynki i hangary są autorstwa Lockheed Skunk Works, a właściwie jego
podwykonawcy (CJ). Bardziej oszczędne w słowa były odtajnione notatki CIA, w których
mowa o dostosowaniu tego rejonu do potrzeb testów nowego samolotu agencji NACA (obecnie
NASA). Nowa maszyna miała latać bardzo wysoko i służyć do badań pogody. Faktycznie
maszyny U-2 latały z nadrukiem NACA na tylnym usterzeniu.
Pomiędzy
rokiem 1955 a 1958 brak jest właściwie przypisania tego terenu i zaklasyfikowania go
jako tajny w takim sensie, w jakim rozumiemy to sformułowanie dzisiaj. Odnaleziony przez
Glenn'a Campbell'a Public Land Order 1662 wszedł w życie w czerwcu 1958, zabierając ok
60 mil kw. w rejonie Groom Lake.
Kolejny
dokument DoE ardesowany do William'a Fairhall'a, głównego zarządzającego Departamentu
Inżynieryjnego RECCO, pochodzi z roku 1957 i dotyczy serii testów z próbnymi wybuchami
jądrowymi realizowanymi pod kryptonimem Operation Plumbomb. W związku z 24 zaplanowanymi
detonacjami dowództwo NTS w Mercury skierowało zapytanie dotyczące istniejących
struktur w Watertown: battery shop, Trailer 98, control tower, Base Theater, Building 104
(dowództwo bazy). |
Groom Lake - początek lat 50-tych
|
Pierwsza
wzmianka z nazwą "Area 51 camp" pochodzi z odtajnionych dokumentów DoE,
których ramy czasowe dotyczą lat 1969-70. Sprawy dotyczyły najczęściej
przemieszczenia mas ziemi (po wybuchach próbnych), pomiarów radiacji. Za każdym razem,
kiedy dochodziło do próbnych detonacji, załoga Groom Lake musiała być ewakułowana,
co na pewno wpływało na zmianę czasu i terminu testów. W latach 1960-64 nastąpiło
przebudowanie kilku budynków w związku z próbami jądrowymi - było to w czasach, kiedy
nastąpił początek poszukiwań i testów nowych absorbentów i materiałów technologii
stealth (włókna węglowe i specjalne rodzaje utwardzanego plastyku). |
Tajemnice
Groom Lake poruszały wyobraźnię wielu ludzi, czasem doprowadzając do kuriozalnych
wręcz wniosków. Obserwacje dotyczyły z pewnością testów tajnych technologi np. Have
Blue, może B-2. Najczęściej jednak Area 51 kojarzona była z jakimś niewyobrażalnie
wielkim spiskiem, który rząd amerykański serwuje swoim obywatelom. Mnożyć się
zaczęły doniesienia o UFO, o testach maszyn zbudowanych w oparciu o obcą technologię.
Jedną z dziwnych relacji na temat ochrony bazy było opowiadanie o tajnej rządowej
agencji ochroniarskiej (Wackenchut), a także o FEMA (Federal Emergency Management
Agency). Mówi się, że w każdej plotce tkwi ziarnko prawdy... A jednak -
częstotliwości, którymi posługują się pracownicy ochrony bazy (Cammo Dudes),
należą do pasma przypisanego dla FEMA (!) Są to: 408.400, 418.050, 142.200 i 138.30.
Co robi FEMA w Area 51?
Dyrektor d/s komunikacji w FEMA w
Waszyngtonie Morrie Goodman opowie wszystko na temat działalności agencji, ale nie wie
nic na temat ochrony w Area 51. Na końcu jednak zniecierpliwiony mówi przeprowadzającej
z nim rozmowę telefoniczną Susan Wright: "nie udzielono mi zezwolenia na rozmowy
dotyczące tajnych projektów, czy pani chce żebym poszedł do więzienia"?
FEMA nie miała najlepszej prasy w kraju. Podczas huraganu Andrew na Florydzie
media nie zostawiły na niej suchej nitki. Przy okazji dodano, że FEMA wydała 12 razy
więcej pieniędzy na czarne projekty, niż na zapobieganie i działalność podczas
kataklizmów. Co w takim razie ma wspólnego niesienie pomocy i kierowanie w sytuacjach
masowego zagrożenia z uzbrojonymi Cammo Dudes? Według dochodzenia jakie przeprowadziło
General Accounting Office (GAO) w 1991 mniej niż 10% zatrudnionych zostało
przydzielonych do akcji ratunkowych i zarządzania w sytuacjach kryzysowych na szeroką
skalę takich jak trzęsienia ziemi, powodzie, huragany. Reszta została przydzielona do
ochrony rządu na wypadek ataku nuklearnego. Mark Farmer -pilot, dziennikarz, fotograf
pism związanych z tematyką wojskową, w szczególności lotniczą, zapytany o
częstotliwości Cammo Dudes, które należą w rzeczywistości do FEMA, powiedział:
"nie zdziwiłbym się, gdyby FEMA miała w Area 51 jakiś podziemny bunkier".
Podziemne
kompleksy odgrywają dużą rolę w opowieściach o UFO. Od czasów Lazara, informacje o
podziemnych tunelach, kolejach łączących poszczególne obiekty badawcze nabrały
szczególnego znaczenia. W pewnym okresie trudno było sobie nawet wyobrazić Area 51 bez
olbrzymiego kompleksu podziemnego, który był położony pod górami Papoose. Jednakże
jeśli mówimy o FEMA, trudno też nie mówić o tym z czego agencja ta jest znana.
Wystarczy przytoczyć kilka nazw podziemnych kompleksów, które są znane opinii
publicznej i prawie setka podziemnych bunkrów, schronów, o których wie naprawdę
niewielka liczba osób. Skoro więc Area 51 jest aż tak ważna, z punktu widzenia ochrony
i bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych, to dlaczego nie należy brać pod uwagę i
takiego scenariusza, w którym dla zabezpieczenia (załogi, "obiektów
latających", tajnych technologii) nie zbudowano tego, co FEMA "lubi
najbardziej"? Na stronie internetowej FEMA podana jest informacja, że agencja ma
pierwszeństwo działania w sytuacjach kryzysowych nad innymi agencjami
federalnymi..."chyba, że implikacje związane z ochroną interesów narodowych
zdeterminowane zostaną przez wyższe priorytetowo cele". To dziwnie brzmiąco zdanie
nabierze zupełnie innego wymiaru, jeśli przypomnieć sobie o przypadkach śmiertelnych w
Area 51, spowodowanych nielegalnym paleniem niebezpiecznych dla organizmu związków
chemicznych, o sprawie sądowej w Las Vegas i o odrzuceniu przez rząd odpowiedzialności
za śmierć pracowników - w imię wyższych celów. Tak więc po co jest potrzebna FEMA w
Area 51? Do "zabezpieczenia i ochrony interesów, które stanowią o bezpieczeństwie
narodowym" - krótko, zwięźle i... prawdopodobnie.
FEMA i UFO
Kolejna historyjka? Obserwacje i
doniesienia o UFO w latach 50-tych i 60-tych łączyły się często z zanotowaniem spadku
lub całkowitego zaniku mocy w urządzeniach je wytwarzających. 24 grudnia 1959 został
wydany rozkaz przez Generalnego Inspektora Sił Powietrznych, wskazujący na poważne
traktowanie kwestii związanych z obserwacjami: "Niezidentyfikowane obiekty
latające traktowane często przez prasę jako latające dyski, muszą być natychmiastowo
uznane jako ważne pole działania i interes Sił Powietrznych Stanów Zjednoczonych".
Stąd już droga niedaleka jeśli uzmysłowimy sobie stopień i sposób zagrożenia ze
strony UFO. I tutaj definicja "opieki" FEMA wydaje się na miejscu.
Przez
lata na czarne projekty wydawano potężne pieniądze. Sumy idą w dziesiątki miliardów
dolarów. Jeśli Groom Lake jest uważane za jeden z największych sekretów lotnictwa i w
ogóle Sił Zbrojnych USA, to nie należy się zbytnio dziwić przyrostowi tzw. stref
bezpieczeństwa wokół bazy. Wojskowi zresztą wyznają w tej mierze zasadę: im więcej
tym lepiej. Popatrzmy na Area 51 jako zwykły obywatel: obszar wyłączony spod
jakiejkolwiek cywilnej jurysdykcji (kto wie jak dalece sięgają możliwości jurysdykcji
wojskowej), trudno powiedzieć jakie agencje są związane z tym miejscem (jest ich
całkiem sporo), utajnienie dotyczy wszystkiego co jest związane bezpośredno lub
pośrednio z bazą (programy, pracownicy, plany, nazwy, powiązania, wykonawcy,
podwykonawcy robót w bazie). Nie ma się czemu dziwić, że obszar ten wzbudza tyle
emocji. Jeśli dodać do tego elementy miejscowego folkloru (UFO, spisek, podziemne
kompleksy badawcze), to trudno nie dać się wciągnąć w wir, który dokładnie wymiesza
prawdę z fikcją.
|
Dreamland,
czy Area 51, to obecnie najbardziej popularna baza na świecie. Jej popularność nie ma
jednak
nic wspólnego z rzeczywistymi wiadomościami na jej temat. Wiele osób potrafi
wskazać ją na mapie,
opowiedzieć interesujące historie, czasem zupełnie niebywałe i pozbawione
realizmu, a czasem prawdziwe.
Tylko kto potrafi oddzielić prawdę od fikcji? Przez blisko pięćdziesiąt lat
nikomu (z lornetką, ani przez satelity)
nie udało się uchylić choćby rąbka tajemnicy, która wszystkich tak
interesuje. Jeśli chodzi tylko o nowe
samoloty, to niech sobie fruwają nad Area 51, ale jeśli idzie o "coś nie z
tej ziemi" to chcielibyśmy o tym
wiedzieć, bo mamy do tego prawo.
Oblatywanie nowych prototypów zawsze
stanowiło tajemnicę i podstawę do jej chronienia, ale czy tu, w Nevadzie, spotkamy się
z adekwatną ochroną wojskowych zabawek XXI wieku? Tajemnica Groom Lake jest chroniona o
wiele bardziej, niż sekrety związane z bronią atomową. Porównajmy zatem: prototyp
samolotu i tajemnica produkcji broni jądrowej... Ta druga wyszła na jaw w niecałe dwa
lata, a o dziwnie latających obiektach nad Groom Lake nie wie nikt. Co więc takiego
lata, że trzeba to chronić przed ludźmi przez prawie 50 lat? Co takiego powoduje, że
bezpowrotnie giną kolejne dokumenty dotyczące "rzekomego" kontaktu z obcymi?
Skoro to wszystko nieprawda i zręczna mistyfikacja, to w jakim celu utrzymywać przy
życiu bajkę, która dawno już przestała bawić? Przecież wystarczy powiedzieć: tutaj
testujemy nasze najnowocześniejsze technologie i projekty związane z lotnictwem
wojskowym. Po co utrzymywać (do 1995), że baza nie istnieje, skoro w mediach aż
huczało od doniesień na ten temat? Przez prawie 50 lat nikt nie ma bladego pojęcia co
się tam naprawdę dzieje. Jeśli w Roswell z nieba spadł balon meteorologiczny, to w
jakim celu utajniać całą dokumentację, a potem ją bezczelnie zniszczyć? A może
należałoby powiedzieć tak:
jaki balon w Roswell, takie samoloty w Area 51.
Następne pytanie: jaki jest
cel mówienia o "latających dyskach" gdy ma się na celu zatajenie nowego
prototypu samolotu szpiegowskiego? Chyba każdy widzi różnicę w kształcie i sposobie
poruszania się. A może wszyscy się mylą, a oficjalne stanowisko rządu, niezmienne od
ponad 50 lat, stanowi jedyną i niepodważalną prawdę?
To, o czym wiemy, najczęściej wychodzi na
światło dzienne od byłych i obecnych pracowników bazy, chociaż nie są to informacje
dotyczące aktualnej działalności bazy. Nie zdarzyło się bowiem ani razu, żeby ktoś
dokładnie opowiedział co się tam dzieje. Są, co prawda, wiadomości od kilku
pracowników, jest też kilka
niewielkich przecieków, nie zmienia to jednak sytuacji i pozostaje wrażenie
głębokiej tajemnicy. Pracownicy
muszą podpisać deklarację o zachowaniu tajemnicy państwowej, co wydaje się
być naturalne, nie wolno im opowiadać o tym co widzieli, nad czym pracowali, z kim się
kontaktowali, w niektórych przypadkach wyjazd
poza granice USA jest osobno rozpatrywany, akta osobowe są utajnione - i to też
jest oczywiste.
W przypadku jakichkolwiek podejrzeń osoba zostaje natychmiast zwolniona i
zaczynają się problemy. W to co opowiadają ludzie "z Area 51" nie każdy daje
wiarę - i oto chodzi. W U-2 początkowo nikt nie wierzył, bo nikt nawet nie miał
zielonego pojęcia, że istnieje...
Baza od początku swego istnienia jest
dobrze zabezpieczona przed wejściem na jej teren. Paradoksalnie, nie zauważysz tu
jakichkolwiek zasieków, murów, czy bram. Szczególne nasilenie na jej ochronę
postawiono pod koniec lat 80-tych, kiedy to baza "zyskała" na swojej
popularności. Powiększanie pasa ochronnego weszło wojskowym w krew i jeśli tylko
zaczynały ukazywać się interesujące zbliżenia obiektów na zdjęciach w różnych
czasopismach i internecie, można było być pewnym, że którejś nocy tablice
ostrzegawcze zmienią swoje położenie. Miało to miejsce wiele razy. System czujników i
kamer wysokiej rozdzielczości to podstawa monitorowania aktywności wokół bazy. I
należy dodać, że jest to na tyle skuteczne, iż nikomu jak dotąd nie udało się
niepostrzeżenie przemknąć choćby kilkaset metrów za tablice ostrzegawcze...
Wszystkie sygnały zostają kierowane do urządzeń i radarów na Bald Mountain,
skąd trafiają do ochrony bazy, która, w razie potrzeby, powiadamia określone
jednostki, bądź wysłany zostaje helikopter patrolujący. W nagłych przypadkach może
nawet dojść do zestrzelenia (np. samolotu) przez dyżurne myśliwce bazy.
|