Wśród wielu opowieści znad jezior bez wody i obszarów bez
nazwy mnożą się przeróżne, dziś można rzec, legendy, które równie dobrze i nawet
zgodnie z prawdą można by rozpocząć jak klasyczne bajki. Tereny Nevada Test Site nie
ustępują swoją niedostępnością nawet najbardziej strasznym miejscom ze smokami i
innymi czarnymi charakterami, których istnienie podsycało jedynie naszą wyobraźnię.
Legendy obrastały w kolejne uzupełnienia, nowe wątki i jeszcze ciekawsze
spostrzeżenia, a ich zakończenia miały się uwiarygodniać stwierdzeniami typu:
"tak naprawdę, to nie wiem co to było". Wiele z tych opowieści zakończyło
swój żywot gdzieś w krainie cienia bajek i legend, niektóre pozostały, bo na bajki
nie wyglądają albo nie potrafimy się z nimi rozstać.
W 1994, a więc nie tak dawno temu, jedna z telewizji o zasięgu
lokalnym (Las Vegas) wyprodukowała program, z jakże chwytliwym tematem o UFO. Byli
świadkowie oraz tacy, którzy nie zamierzali ujawnić swojej tożsamości (mówię o
ludziach spoza kręgu znajomych B. Lazara). Ich pseudonimy, najczęściej
"Falcon", "Condor", "Hawk", brzmiały jakoś... Może lepiej
by było z rybami, np. "Płastuga", "Flądra", "Szczupak"?
Tak czy owak pojawiło się ich kilku, a niektórzy twierdzili co następuje:
- w roku 1947 w Nowym Meksyku rozbił się
statek kosmiczny,
- UFO zostało zabrane przez wojsko do
pobliskiej bazy,
- odnalezione zwłoki przetransportowano do
Area 51.
I w tym momencie prowadzący, może i słusznie, uważał, że
sprawa nie jest już tak interesująca, skoro incydent w Roswell miał miejsce w 1947, a
Area 51 powstała w 1955 roku. Coś tam nie pasowało, a skoro tak, to i relacjonujący je
ludzie nie są godni należytej uwagi. Program zdobył jakieś tam miejsce w rankingach
oglądalności i zajęto się innymi sprawami, jak uchwalanie kolejnego budżetu, czy
malwersacjami w jednej z firm budowlanych w Las Vegas. Minęło trochę czasu, gdy sprawę
ponownie rozgrzebali początkujący wtedy poszukiwacze: Agent "X" i Glenn
Campbell. Dotarli do niektórych osób i wtedy okazało się, że telewizja, to takie
miejsce, gdzie się mówi w ściśle określonym czasie na jakiś temat i nie zawsze
można rzecz opowiedzieć dokładnie, ze szczegółami.
Alfred w Nevada Test Site
Alfred przybył do pracy w Atomic Test Site w 1961 i przebywał tu
do roku 1964. Pracował jako obsługa techniczna podczas dokumentowania wybuchów
atomowych w Test Site, innymi słowy jego zdanie polegało na wykonywaniu zdjęć
próbnych wybuchów. Chociaż był młody (przed trzydziestką), legitymował się wysokim
kodem dostępu (High Q), co pozwalało mu w miarę swobodnie poruszać się po terenie
NTS, chociaż niektóre obszary, jak Groom Lake nie były dla niego dostępne (z pewnymi
wyjątkami). Alfred został przydzielony do grupy Otto Krause, jednego z błyskotliwych
naukowców niemieckich, którzy po II Wojnie Światowej w "cudowny" sposób
znaleźli w Ameryce swoje miejsce (Program Paperclip). Otto pracował dla Lawrence
Livermore Laboratories, a w NTS był jednym z fizyków nadzorujących testy z bronią
jądrową. W okresach między próbami mieli mnóstwo czasu, który wypełniali rozmowami
i grą w karty.

Przed wybuchem - od niewielkich baraków z aparaturą badawczą
prowadzą przewody
do tunelu, w którym mieściła się bomba. W czasie wybuchu wszystkie urządzenia
zostawały zniszczone, ale w ostatnim momencie przekazywały dane do centrum.
Na górze zdjęcia widoczny krater po innej próbie z podziemnym wybuchem.
Alfred dorastał w Farmington w pn.-zach. części Nowego Meksyku,
gdzie w latach 40-tych głośno było o latających dyskach. Około roku 1949, gdy miał
8-9 lat, pierwszy raz zobaczył coś, co przypominało dysk na niebie. Stał wtedy przed
szkołą. Wiele osób twierdziło wtedy, że widziało je przelatujące nad Farmington.
Alfred pamięta jak wojskowi przyszli do jego domu i rozmawiali z ojcem na temat tego
zajścia. Był to okres, kiedy prasę obiegły wkrótce informacje o katastrofie w
pobliżu Aztec (Nowy Meksyk). The Farmington Daily News,
lokalna gazeta napisała wtedy, że odkryto rozbity statek z uszkodzonym poszyciem, w
którym można było zobaczyć ciała niewielkich istot. Następnego dnia po publikacji
gazeta zdementowała sensacyjne doniesienia tłumacząc, że reporter padł ofiarą
sprytnego oszustwa.
Kilkanaście lat później, prawdopodobnie latem 1962 roku, Alfred
wraz z innymi dwoma fizykami grali w karty w baraku należącym do tzw. Project Phisicist
na terenie Area 9. Poniżej przedstawiam zapis wywiadu, jaki Alfred udzielił pisemku
Desert Rat Glenn'a Campbell'a ( DR - Desert Rat)

Alfred: Tak więc siedzieliśmy sobie któregoś wieczora przy stole,
grając w karty. Opowiedziałem wtedy Otto moją historię z lat młodości z Farmington
oraz to z gazetą i Aztec. Otto uśmiechnął się i powiedział, że był wtedy
przydzielony do pracy w White Sands. Opowiedział nam o Roswell, a pamiętaj, że były to
wczesne lata 60-te.
Alfred twierdzi,
iż usłyszał o katastrofie w Roswell pierwszy raz i że dopiero Stanton Friedman
"przypomniał" wszystkim temat pod koniec lat 70-tych.
Tak czy inaczej
Otto powiedział, iż jeden dysk rozbił się w Roswell, drugi w Aztec. Obydwa statki
zostały przeniesione do White Sands i umieszczone w hangarze. Otto nie widział żadnych
ciał, ale rozmawiał z ludźmi, którzy twierdzili, iż ciała i jednego żywego
przetransportowano do Area 51.
DR: Czy powiedział, że przetransportowano obcego do Area 51?
Alfred: Nie, użył słów Test Site, ale wszyscy wiedzą jakie miejsce
jest związane z tym zwrotem. Jednakże nie słyszałem słów "Area 51". Było
to jedyne miejsce, gdzie wojskowi mogli go zabrać. Tak mi się wydaje. Krause nie mówił
kiedy to nastąpiło. Otto mówił, że ludziom z Test Site zajęło mnóstwo czasu
odkrywanie spraw związanych z napędem. Było to bardziej tajne niż bomba atomowa.
Jednakże samo UFO, jego istnienie nigdy nie było kwestią tajną, a w związku z tym
Project Bluebook nie stanowił żadnej przykrywki, chociaż trudno było znaleźć kogoś,
kto dałby wiarę w to, co tam było zapisane. Zatem praktycznie nikt w to nie wierzył,
tymczasem wcześniej nikt nie wiedział nic na temat latających dysków.

Levitron III - urządzenie do wytwarzania silnego pola magnet.
Na zdj. widać miedziany pierścień otoczony przez plazmę,
w środku mieścił się toroid. Zdjęcie: Lawrence Livermore Labs -1960
Napęd i
sterowanie dyskiem miało związek z siłami elektromagnetycznymi - Otto w przystępny
sposób wytłumaczył Alfredowi zasadę działania i lotu UFO. Spodki, które uległy
katastrofie mogły poruszać się jedynie w atmosferze, co miało związek z polem
magnetycznym Ziemi. Alfred przypomniał sobie słowo "plazma", którego użył
Otto w związku z objaśnianiem zasady działania napędu, ale nie pamiętał całego
wywodu fizyka. Co więcej, Krause twierdził, że w roku 1962 uczeni przydzieleni do tego
projektu, byli w stanie zbudować ziemskie-UFO. Wersja "ziemska" była na tyle
duża, że mogła przenosić broń atomową.
Otto naśmiewał
się z planów wojskowych, których celem stało się dostosowanie pojazdu do potrzeb
wojska, a w szczególności, do możliwości przenoszenia głowic jądrowych. Jednakże
problem był poważny, skoro nie można było latać nowym sprzętem w przestrzeni
kosmicznej. Poza obszarem przyciągania ziemskiego dysk tracił swoje możliwości, stąd
wszyscy doszli do wniosku, że statki musiały gdzieś mieć swój statek-matkę, który
umożliwiał podróże w kosmosie. Zapytałem o sprawę przemieszczania się w poziomie -
co jeśli będę chciał polecieć ze wschodu na zachód? Odpowiedź była prosta: no
cóż, wiesz chyba co się dzieje gdy magnes odwrócisz biegunami, zaczyna odpychać i tak
też dzieje się z napędem. W taki sposób mogli kontrolować kierunek lotu w poziomie.
Słowa te wywarły
wielkie wrażenie na Alfredzie. Sprawy te, dotąd nie istniały w jego umyśle, teraz
zaczął inaczej patrzeć na miejsce, w którym pracował.
Innym razem Otto z
kpiną w głosie opowiadał o rakietach z głowicami atomowymi: poczekaj jeszcze trochę -
mówił - wystarczy kilka, kilkanaście lat i już ich nie będzie albo przestaną być
użyteczne jako coś, co startuje i leci w określone miejsce, by się rozbić nad celem.
Skoro masz UFO, po co ci przestarzałe rakiety, które wymagają ciągłego nadzoru i są
mało efektywne. Dlaczego? Ponieważ nie potrzebujemy tego typu technologii. Jedyne czego
nam potrzeba to "wyjść wreszcie dalej w kosmos", a do tego potrzeba strasznych
pieniędzy. Dlatego pod pretekstem obrony strategicznej przemyca się badania nad
technologiami, które pozwolą wyjść nam daleko w kosmos. Kolejnym problemem związanym
z nową technologią miała być utrata sterowności w związku z niektórymi zjawiskami
na Ziemi, które trudno przewidzieć. Podobno nasza planeta ma sporo takich miejsc, nad
którymi przelot nowym statkiem może być niebezpieczny ze względu na częściową lub
całkowitą utratę sterowności. I to było obecnie (lata 60-te) głównym problemem, nad
którym pracowali fizycy.
Zachodni Texas - incydent w Levelland
Podczas pracy w 1963 w Test Site Alfred otrzymał list od swoich
krewnych mieszkających w pobliżu Lubbock (Texas). Wspominano tam o obserwacjach dziwnie
zachowujących się obiektów na niebie oraz dołączonych było kilka wycinków lokalnej
prasy (Avalanche Journal).

Tym razem
rozgrywka w karty miała miejsce w Centrum Kontroli Testów "CP-1" w NTS. Alfred
wspomniał Otto o wycinkach z gazety i dziwnych obserwacjach. Cała historia wywołała
śmiech. Okazało się, że wojskowi otrzymali do testowania załogową wersję
(3-osobową) latającego dysku i przeniesiono go na terytorium zachodniego Texasu, gdzie
podobno warunki związane z magnetyzmem okazały się być wyjątkowo (?) sprzyjające do
lotów próbnych. Otóż problem był tego rodzaju, że wszystko, co zbliżyło się do
statku było silnie namagnetyzowane. Testy trwały kilka nocy i zakończyły się
pozbawieniem miasta Levelland energii elektrycznej, co wywołało duże zainteresowanie
przyczyną tego stanu rzeczy. Ludzie dzwonili do różnych instytucji: na policję, do
stacji energetycznej, itp., opowiadając o dziwnym zachowaniu się ich samochodów
(światła zaczynały zmniejszać intensywność świecenia, nastąpiły problemy z
zapłonem, wskaźniki wskazywały niewłaściwe wielkości) oraz urządzeń gospodarstwa
domowego. Niektórzy dzwoniąc na policję twierdzili, że widzieli UFO, które
wykonywało zdumiewające manewry na niebie. Otto stwierdził, że chłopaki próbowali
ujeżdżać nasze UFO, tylko, że im to słabo wychodziło. Wszystkie gazety donosiły o
obserwacjach ludzi i o dziwnym zachowaniu się urządzeń oraz to, że domniemane UFO
przyczyniło się prawdopodobnie do utraty zasilania w dwóch małych miasteczkach
nieopodal. Otto twierdził, że najwyraźniej testy zostały przerwane, ponieważ wersja
załogowa nie była w stanie manewrować w taki sposób, jak wersja bezzałogowa. Nie
słyszało się później nic na temat tego typu badań i testów po incydencie
teksańskim.
DR: Czy miało to miejsce na początku czy końcu lat 60-tych?
Alfred: Myślę, że incydent w Texasie miał miejsce gdzieś w
okolicach roku 62 albo 63, chyba 63. Było to gdzieś w pd.-wsch. części Levelland.
Natomiast nie pamiętam nazw dwóch miasteczek, ale przypominam sobie, że nawet miejscowy
szeryf napisał raport ze swojej obserwacji.
Obserwacje Alfreda
Alfred nie wątpił w prawdomówność słów Otto, ponieważ sam
był świadkiem lotów testowych statków w kształcie dysku nad Test Site. W czasie, gdy
przebywał w Atomic Test Site, mógł bez przeszkód oglądać Groom Lake w oddali oraz
czasem próby nocne w tym rejonie. Loty próbne zawsze odbywały się nocą, ale czasem
widział dziwne obiekty również nad Yucca Flat - miejscu, gdzie testowano broń
jądrową.

DR: Czy zdarzyło ci się widzieć więcej niż jeden spodek
jednocześnie?
Alfred: Tak. Dwa albo trzy razy. Widziałem dwa lub trzy jednej nocy
manewrujące nad Groom Lake. Zawsze gdy je widziałem było ich dwa lub trzy.
DR: Czy miały jakiś kształt, czy były to tylko światła?
Alfred: Nie, miały kształt. Były podobne do tych jakie pokazywałeś
mi na zdjęciach.
DR: Czy przypominały w kształcie spłaszczony dysk, czy były
raczej "grubsze"?
Alfred: Nie, nie były zupełnie płaskie. W górnej części miały
wyraźną wypukłość, schodząc niżej zaczynały być płaskie, a na dnie ponownie
można było zauważyć pewną wypukłość. Nigdy nie widziałem ich z bliska, ale kilka
razy widziałem je nad Yucca Flat, gdy jechałem w stronę Mercury.
DR: Czy widziałeś je wyłącznie w nocy jako światła na niebie?
Alfred: Przeważnie w nocy, jednakże raz udało mi się zobaczyć je
wczesnym wieczorem.
DR: Były na niebie, czy widziałeś je na ziemi?
Alfred: Widziałem je w locie, a raz wiszące tuż nad ziemią.
Zadziwiające było to jak potrafiły się poruszać. Czasem znikały z pola widzenia w
bardzo krótkim czasie, dosłownie w ciągu kilku sekund nie było ich widać całkowicie
- również przez lornetkę. Wyglądało to tak, jakby je coś nagle odrzuciło,
niesamowity widok.
(Lornetki nie
były dozwolone na Nevada Test Site ale fotograf mógł ją nosić).
DR: Czy w trakcie tych lotów było słychać jakiś huk, czy inny
dźwięk, który towarzyszył dyskom w locie?
Alfred: Tak, ale tylko w przez chwilę. Szybkość, o której
wspomniałem dotyczyła lotu w górę. Potrafiły wzbić się nagle i zniknąć z pola
widzenia, tak że ciężko było je utrzymać w polu widzenia lornetki. Nigdy nie
widziałem nic równie szybkiego. Nawet najszybsze samoloty były o wiele wolniejsze od
nich. I znowu, nie wiedziałem jaki był cel tego ustawicznego wznoszenia się i opadania.
Miałem wrażenie, że potrafią poruszać się tylko w górę i w dół. Ale widziałem
je także w ruchu horyzontalnym, jednak najczęściej było to bardzo szybkie wznoszenie
się. Byłem wtedy młodym i trochę naiwnym chłopakiem i wszystko, co widziałem w
tamtych dniach uważałem za coś niesamowitego, wielką tajemnicę, coś wielkiego.
Alfred opisywał
fluorescencję pochodzącą od dysków jako "opalizujące zielonkawe światło".
Alfred: Światło na pustyni potrafi wprowadzić w błąd, zwłaszcza
latem.
DR: Czy posiadały jakiś wyraźny kolor lub czy były
wielokolorowe?
Alfred: Oj nie, nie! Nie miały wielu kolorów, nie mieniły się
wieloma kolorami. Mówiłem tylko, że raz przed wieczorem widziałem dysk, który
wydawał się być w kolorze podobnym do samolotu.
DR: To znaczy, że miały powłokę w kolorze połyskującego,
powiedzmy, aluminium?
Alfred: Tak, coś w tym stylu, jakby w kolorze myśliwca z aluminium.
Ale jeśli chodzi o tę poświatę, to trudno mi powiedzieć, czy wywołana była przez
światła zainstalowane w maszynie, czy też były wywołane siłami tarcia i nagrzewania
się powierzchni jakiegoś specyficznego materiału, który mógł taką poświatę
spowodować. Tłumaczyłem to sobie, że widzę poświatę, która powstała w wyniku sił
tarcia, ale, naturalnie, mogłem się mylić. Ciekawą rzeczą związaną z UFO i jego
obserwacjami, o których rozmawiałem z Otto tej nocy, było to, że sprawy te (pojawianie
się dziwnych obiektów) nigdy nie były utajnione i nawet ludzie z czerwoną odznaką -
bez kodu dostępu, mogli nie raz zapewne zobaczyć nad Test Site owe dziwne w kształcie
obiekty. Trudno było tego nie widzieć, gdy praca trwała na przykład do późnych
godzin nocnych.
DR: Zatem dyskusja, o jakiej mowa, miała miejsce tylko jednej nocy
podczas gry w karty?
Alfred: Tak, rozmowa o statkach w kształcie dysku miała miejsce tylko
raz.
DR: Wywołała zapewne na tobie duże wrażenie?
Alfred: O tak, zwłaszcza, że byłem tym wszystkim zafascynowany.
Kilkakrotnie jeszcze rozmawialiśmy o tym później, ale już bez detali. Wtedy nasza
rozmowa trwała bodaj dwie godziny albo nawet dłużej. W pewnym momencie przerwaliśmy
nawet grę. Parę razy zdarzyło się wrócić do tego tematu, jednakże jak już
powiedziałem bez szczegółów, zwłaszcza, że w grze uczestniczył później jeszcze
inny fizyk, który był tym zainteresowany.
Alfred
powiedział, że nie mówił o tej historii przez wiele lat.
Alfred: Po odejściu z Test Site musiałem podpisać klauzulę
tajności. Przez dziesięć lat nie mogłem wyjechać za granicę. Nie wolno mi było
pojechać do Meksyku, czy Kanady. Nie mogłem uzyskać wizy, czy paszportu by móc
swobodnie poruszać się po świecie. Dopiero po dwudziestu latach mogłem wybrać się do
Europy na wycieczkę. Przez całe lata nie wolno mi było rozmawiać o tych sprawach z
innymi ludźmi. Powiedziałem o tym jedynie mojej żonie i wypróbowanym przyjaciołom,
ale dopiero kilka lat później. Milczałem nawet wtedy, gdy w telewizji zaczęto
ujawniać niektóre rzeczy związane z UFO. Widziałem jeden taki program z facetem w
masce i byłem zdumiony.
DR: To był program UFO Cover-Up Live.
Alfred: Condor... i jeszcze jeden facet, mówili o wydarzeniu w Roswell
i o Area 51. Mówili właściwie o tym, co Otto powiedział mi dwadzieścia lat
wcześniej. Mieli więcej informacji o tym... co zrobili obcy i jakie są ich zamiary. To
wszystko zupełnie mnie nie zdziwiło. Takie rzeczy można sobie dopowiedzieć samemu, nie
trzeba być w Area 51.
Alfred
powiedział, że starał się odnaleźć osoby, z którymi rozmawiał podczas pamiętnej
gry w karty w Nevada Test Site. Ponadto dowiedział się, że Otto zmarł w 1990r.
Alfred: Pamiętam, że był jeszcze jeden fotograf w NTS, ale nie
mogłem długo przypomnieć sobie jego nazwiska. W końcu jakoś do mnie doszło, że Vern
(były współpracownik) również mógł wiele pamiętać z tamtych dni. Zapytałem go,
czy pamięta tę noc, kiedy podczas gry w karty rozmawialiśmy o dyskach. Odpowiedział
twierdząco. Pamiętał ten wieczór, ale jego zainteresowania leżały w innych
miejscach. Vern'owi zależało na tym, aby stać się głównym fotografem w NTS.
Rozmawiałem z nim, kiedy spotkaliśmy się w Vegas na rozmowie, gdy go w końcu
odnalazłem. "To, co widziałem zostawało na miejscu. Nie taszczyłem tego do domu.
Nie chciałem mieć głowy pełnej rzeczy, które mnie nie dotyczyły. Zależało mi na
robocie. Z perspektywy lat mogę powiedzieć, że powinienem zwrócić większą uwagę na
to, co mnie otaczało albo co słyszałem."
DR: Czy Otto był w Area 51, czy przebywał tylko na terenie Nevada
Test Site?
Alfred: Kiedykolwiek go widziałem, zawsze był w NTS, ale było czasem
z nami paru elektroników i ci akurat okresowo przebywali w Area 51. Nigdy z nimi nie
rozmawiałem o bazie, ani na ten temat. Wszyscy wiedzieli, że jeśli ktoś dostał rozkaz
wyjazdu, czy zmiany miejsca, jak to się nazywało, to nikt nie zadawał żadnych pytań.
Tak było i pewnie w tej materii niewiele się zmieniło do dzisiaj. To zupełnie inny
świat. |